wtorek, 1 września 2015

"50 kilometrów, bądź miła"

Miasto Aniołów.
A dokładniej Los Angeles. Te słynne LA do którego wszystkich ciągnie w tym także mnie i moją przyjaciółkę Olivię.
Z aparatem zawieszonym na szyi i mapą w ręku stoję przy ulicy i próbuję znaleźć odpowiednią drogę, którą dotrzemy do upragnionego miasta. Olivia wykrzykuje coś pod adresem niemiłego kierowcy, który o dziwo postanowił nam pomóc. Wiózł nas może z 20 minut, gdyż moja towarzyszka nie wytrzymała jego niemiłych zalotów i przywaliła mu dłonią w twarz. Tom, bo tak miał na imię ten facet, zdenerwował się i wysadził nas na totalnym pustkowiu. Próbowałam złagodzić sytuację, lecz moje wysiłki poszły na nic nie licząc tego, że przy odpalaniu silnika rzucił nam na ulicę mapę. Jedyną naszą nadzieję.
-Palant!
Olivia chyba poczuła, że nic nie da jej wykrzykiwanie niemiłych słów pod adresem Toma i wróciła do mnie. Rzuciła okiem na mapę i stwierdziła, że to nie dla niej. Usiadła gdzieś na uboczu i jak się nie mylę próbowała złapać zasięg. Może i nie jestem najlepsza w orientacji w terenie, ale pilnie uważałam w szkole na geografii, więc mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się coś wywnioskować z mapy. Patrzę na nią i wiem co oznaczają poszczególne linie bądź znaki graficzne, lecz za żaden skarb nie mogę ich przełożyć na nasza okolicę. To pustkowie w którym się znaleźliśmy także nie przypomina żadnego konkretnego miejsca na mapie. Być może nie jesteśmy nawet w stanie California, lecz dałabym sobie uciąć rękę, że widziałam znak informujący nas, że wkroczyliśmy na ziemię tego stanu.
-Masz coś?
-Nie. Ta mapa za wiele mi nie pomogła.
-Cóż ja zasięgu też nie mam. Sprawdzałaś na swoim?
-Dobrze wiesz, że jest rozładowany.
Obróciłam się do przyjaciółki w tym samym momencie kiedy przejechało koło nas auto. Olivia próbowała je zatrzymać, ale jej się nie udało.
-Niech to szlag! -krzyknęła
Usiadłyśmy na poboczu i czekałyśmy na jakikolwiek znak zwiastujący przybycie samochodu. Niestety na tej jakże mało ruchliwej ulicy cudem było ujrzeć auto. Gdzie ten palant nas wywiózł?- pomyślałam i dokładnie w tej samej chwili ujrzałam Olivię wyskakującą na środek ulicy. Po dwóch sekundach w których próbowałam zorientować się w sytuacji zdałam sobie sprawę, że postąpiła tak impulsywnie, gdyż zobaczyła jedną z niewielu szans na transport. Kilkanaście metrów przed nią jechał jakiś Peugeot. Już kilka sekund temu zaczął hamować, ale i tak martwiłam się, że nie wyhamuje przed Liv. Z samochodu wyszła jakaś kobieta, którą widocznie zdenerwowało lekkomyślne zachowanie przyjaciółki i zaczęła rzucać niemiłymi obelgami w nasza stronę. Nie myśląc zbyt wiele podeszłam do drzwi pasażera gdzie przez szybę zauważyłam dorosłego mężczyznę, który z lekkim uśmiechem przyglądał się całej tej sytuacji. Zapukałam szybę i tym samym przerwałam temu mężczyźnie oglądanie widowiska. Spojrzał się na mnie i lekko uchylił szybę.
-W czym mogę ci pomóc?
W porównaniu do swojej towarzyszki wydał się być całkiem miłym człowiekiem. Nie patrzył na mnie spod byka i raczej ujęła go moja przerażona mina, gdyż odwracając wzrok od widowiska i kierując go ku mojej osobie widocznie spoważniał.
-Cóż pomimo tego, że nasze znajome zaraz się pozbijają chciałabym żeby powiedział mi pan gdzie dokładnie się znajdujemy albo inaczej, jak daleko stąd jest do LA i w którą stronę mamy się udać. Jak widać wraz z przyjaciółką zabłądziłyśmy i nie mamy bladego pojęcia gdzie się znajdujemy, a na dodatek w telefonach nie mamy zasięgu i jeśli mam być szczera raczej nie potrafimy czytać z mapy, bo w niczym nam nie pomogła.
-Spokojnie i powoli. Jedyne co zrozumiałem to to gdzie jest LA. Otóż Los Angeles znajduje się jakieś 50 km stąd.
50 kilometrów!? Miałam ochotę krzyknąć z niedowierzania, że tak daleko jesteśmy od jedynego miejsca na ziemi do którego mamy ochotę pójść. Jednak ta ochota tak szybko zniknęła jak się pojawiła. Nigdy w życiu nie uda nam się przejść 50 kilometrów o własnych nogach z pół litrową butelką wody i dwoma Snickersami. To jest niemożliwe. Obstawiam, że już po pięciu kilometrach miałybyśmy dość marszu, a to zaledwie byłaby jedna dziesiąta tego co by nas czekało.
-Um. Dziękuje za informację.
Długo nie dało się ignorować krzyków dobiegających zaledwie 10 metrów od siebie, więc postanowiłam pójść na ratunek Olivii. Pokonując pierwsze dwa metry usłyszałam ponowny głos mężczyzny.
-Możemy was podwieźć jeśli chcecie.
Zaprzestałam kroku i obróciłam się w stronę źródła głosu. Mężczyzna własnie odpiął pasy i otworzył drzwi od samochodu po to aby z niego wyjść i wyrównać kroku ze mną.
-I oczywiście jeśli dziewczyny się nie pozabijają.
Tego chyba najbardziej bym się obawiała. Jestem pewna, że Liv pomimo tej nieprzyjemnej sprzeczki zgodzi się pojechać z nimi do LA zwłaszcza jeśli dowie się ile kilometrów dzieli nas od naszego nowego miejsca zamieszkania. Obawiam się tylko tego, że w aucie Olivia nie wytrzyma panującej tam niezręczniej ciszy i na nowo zacznie wykłócać się z kierowcą.
-Liv wystarczy już tego!
Podeszłam do koleżanki i zatkałam jej ręką usta, bo zlekceważyła moją prośbę i nadal obrzucała przezwiskami naszego nowego kierowcę.
Mężczyzna podszedł jak się nie mylę do swojej żony i położył jej ręce na biodrach po czym przysunął ją do siebie i lekko pocałował. Później zaczął ją uspokajać i przekonywać do podwózki dwóch świrniętych kobiet, które skaczą autom pod koła tylko dlatego, że nie wiedzą gdzie są i była to ich jedyna forma ratowania swojego tyłka. Kobieta przez chwilę stanowczo się mu przeciwstawiała i nie udało się jemu tego ukryć, bo dochodziły nas wrzaski, które definitywnie oznaczyły "nie", bądź "nie ma mowy". Jednak po chwili mężczyźnie udało się uspokoić partnerkę i jak mniemam własnie ruszają w naszą stronę, by nas poinformować o tym, że nas podwiozą. Strasznie zamyśliłam się na temat tej dwójki i przez to zapomniałam powiedzieć Liv w jakiej jesteśmy sytuacji. Zdecydowanie mój czas minął na jakiekolwiek wyjaśnienia, więc rzuciłam w stronę przyjaciółki kilka słów.
-50 kilometrów, bądź miła.
Chciałabym żeby zrozumiała co miałam namyśli mówiąc to do niej, ale Olivia nie zalicza się do osób szybko zaskakujących. Zazwyczaj rozmyśla chwilę nad daną sprawą zanim dotrze do niej jej sens.
-Okej podwieziemy was, ale będzie was to kosztować 20 dolarów. I na dodatek ta mała świruska -mężczyzna lekko klepnął kobietę -ma zakaz obrażania mnie, bo inaczej wysadzimy was na pierwszym lepszym zakręcie. Zrozumiano?
Widziałam w oczach Liv, że ma ochotę rzucić się ku tej kobiecie i wyrwać jej wszystkie włosy z głowy, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to by pogorszyło sytuacje. Jak mniemam już załapała o co chodziło w mojej wiadomości i teraz toczy wewnętrzną walkę z samą sobą, by nie zrobić nikomu z nas krzywdy. Jednak 50 kilometrów to straszny kawał drogi.
-Ależ oczywiście. Będę siedziała jak mysz pod miotłą. Nie musi się pani obawiać, że w ogóle powiem coś w aucie, bo tego nie zrobię. -powiedziała z udawaną grzecznością.
No cóż, bynajmniej nie rzuciła się na nią.
Liv wyciągnęła ze swojej małej torebki portfel, by zapłacić naszemu kierowcy należną mu sumę. Zauważyłam w jej wzroku cień zmartwienia. Nie miałam czasu by z nią porozmawiać o tym, ponieważ kazali nam wsiąść do auta, bo jak się domyślam nie maja całego dnia na dotarcie do domu czy gdziekolwiek się wybierają. Olivia chciała wsiąść pierwsza do samochodu, ale gdy zobaczyła co jest w środku wycofała się i wepchnęła mnie. Nie zdążyłam się zorientować w sytuacji, lecz po chwili zrozumiałam co się dzieję. Własnie wpakowaliśmy się totalne bagno. Obok mnie w foteliku siedziała mała dziewczynka. Jak na moje oko miała ze dwa latka. Na całe szczęście spała, więc nie musieliśmy się nią przejmować, ale beztroski stan minął po zaledwie 20 minutach jazdy przerywając mi i Jackowi rozmowę.
Jako jedyni z auta rozmawialiśmy, bo Liv i Cate postanowiły udawać obrażone na cały świat i gdy tylko pytałyśmy jedną czy drugą o coś to odpowiadały tak kąśliwie, że po chwili daliśmy sobie spokój. Przez te 20 minut dowiedziałam się, że Jack z Cate są małżeństwem od dwóch lat i wzięli ślub dokładnie tydzień przed narodzinami małej Abigail. Opowiedział mi także jak długo kłócili się o imię, bo co jednemu się spodobało to drugiemu nie odpowiadało i w końcu poszli na kompromis i postanowili powierzyć tak ważną decyzję lekarzowi prowadzącemu ciążę, który poczuł się lekko zakłopotany ta prośbą, lecz z tego względu, że nie miał dzieci, a zawsze o nich marzył musiał się nad tym zastanowić kilka godzin jakie imię nadać jednej z jego małych pacjentek. W końcu postawił na Abigail i nikt tak naprawdę nie wie dlaczego, bo to imię nie jest jakieś przecudowne, ale Jack wraz z Cate nie mieli ochoty wchodzić w szczegóły, więc zgodzili się na jego propozycję i takim oto sposobem niewiasta obok mnie uzyskała imię. Ja niewiele opowiedziałam o sobie, ponieważ nie miałam na to najmniejszej ochoty. Jack także to zauważył, więc nie męczył mnie pytaniami za to sam rozpoczynał tematy dotyczące jego prywatnego życia.
Ten facet okazał się być naprawdę miłym i dobrym człowiekiem. Do tego jest także towarzyski i przyjacielski. Strasznie miło się z nim rozmawiało i widać było, że gadka nie jest wymuszona, bo sama z niego wychodziła.
Niestety wszystko co piękne szybko się kończy i tak też stało się w tym przypadku, gdy obudziła się Abigail. Dziewczynka zaczęła głośno płakać i krzyczeć przez co nie usłyszałam co powiedziała do mnie Cate, a mogę się założyć, że było to coś ważnego. Liv jakby się ożywiła i zaczęła szukać czegoś pod swoimi nogami. Być może usłyszała co mówi Cate i próbuje jej pomóc. Widać było niezadowolenie na jej twarzy gdy podawała mi smoczka. Z tego co wiem gdy Liv była nastolatką jej mama urodziła bliźniaki i dlatego tak bardzo nie lubi dzieci, bo nie miała chwili spokoju i ciągle musiała słuchać płaczu małych stworków.
Włożyłam do ust Abigail smoczek i jak za zaklęciem dziecko przestało płakać, a auto wypełniła cisza. Cate widocznie zadowolona z czynu Liv włączyła radio. Wiedziała, że to z pewnością wpłynie pozytywnie na wszystkich zebranych, a w szczególności na moją przyjaciółkę.
Przez resztę podróży nikt się nie odezwał, a Abigail ponownie usnęła. Jedynym dźwiękiem dochodzących do naszych uszu było lekkie pochrapywanie Jacka. Biedaczek chyba był zmęczony, bo usnął. Cate przed kilkoma minutami wyłączyła radio, ponieważ... W sumie nie wiem czemu. Po prostu to zrobiła.
Na początku podróży dało się wyczuć napięcie panujące pomiędzy nami, ale w miarę jak oddalaliśmy się od miejsca kłótni napięcie opadało. Teraz gdy wjeżdżamy do jednego z największych miast w stanie California napięcie niemal się ulotniło. Cate podwiozła nas jak najbliżej centrum, lecz nie chciała za bardzo ryzykować, że wpadnie w korek toteż wysadziła nas kilka ulic od najruchliwszej ulicy w LA. Przy wysiadce ładnie podziękowałyśmy za podwózkę i pożegnałyśmy się. Niestety Jack spał, więc nie mogłam i jemu podziękować. Mam nadzieję, że jednak jego żona okaże się być dobrą kobietą i przekaże mu wiadomość ode mnie.
W kilka sekund po tym jak wysiadłyśmy z auta samochód Cate zanurkował w rzece pełnej innych aut i po chwili go zgubiliśmy.
Od ponad godziny pierwszy raz zwróciłam uwagę na Liv, która wydała z siebie jęk niezadowolenia.
-Zostało nam tylko 50 dolarów.
A miało być tak pięknie. Miałyśmy wyjechać do LA gdzie zaplanowałyśmy sobie miesięczny odpoczynek od kłopotów z naszego małego miasteczka. Pełen luz, zero zmartwień, tylko relaks. Los zrobił nam psikusa i postanowił odebrać nam wszystko i dodać nam nowych zmartwień. Bez bagażu, noclegu, jedzenia i pieniędzy wylądowałyśmy w mieście gwiazd. Nie mam czasu rozwodzić się na temat tego dlaczego tak się stało gdyż to temat na wiele godzin, a mamy zaledwie kilka minut aby znaleźć pieniądze i dach nad głową na nadchodzącą noc. Może i wystarczy nam pieniędzy na jedną noc w jakimś tanim motelu ewentualnie jak się nam poszczęści to dwie, lecz to zaledwie 48 godzin w których musimy wykombinować skądś pieniądze, bo inaczej zostaniemy bez grosza przy duszy. Z resztą i tak na to wychodzi, bo jaki pracodawca wypłaci po dwóch dniach pensję za cały miesiąc? No żaden.
Mogłybyśmy skorzystać z pomocy naszych rodziców, ale ja ze swoimi się nie odzywam, więc jednym ratunkiem są rodzice Olivii z którymi nie ma najlepszego kontaktu.
-Gdybym miała kartę kredytową to pewnie byłoby nam lżej. Na twojej coś jest? -pytam
-Może ze 20 dolarów. Wszystko wydałam na ciuchy do tego cholernego LA, a to co zostało to dałam tobie do torebki...
-Przepraszam
-Przestań to nie twoja wina. Też nie masz kasy.
Liv odeszła kilka kroków ode mnie i jak się domyślam wpadła na taki sam pomysł jak ja i własnie wykonywała telefon do swoich rodziców. Skąd wiem, że to robiła? Bo tylko z nimi zaczyna rozmowę od "mam problem". Nie zawraca sobie głowy jakimiś niepotrzebnymi gadkami i od razu przechodzi do sedna sprawy. Po niecałych dwóch minutach wróciła z powrotem do mnie.
-Są spłukani, ale wygrzebią coś ze swoich oszczędności i przeleją mi kasę na konto dopiero jutro. Nie wiem jakiej kwoty mamy się spodziewać, ale nie ma co liczyć, że będzie większa niż 50 dolarów.
Przez resztę dnia szukaliśmy banku w którym zablokowałam kartę kredytową i motelu w którym mogłybyśmy się zatrzymać. Po dwóch godzinach znalazłyśmy taki w którym za dwie doby dla dwóch osób zapłaciłyśmy 30 dolarów. Jak można było się spodziewać w tak niską cenę nie było wliczonych posiłków toteż na kolację zjadłyśmy po Snickersie i wypiłyśmy wodę która nam została. Po szybkim prysznicu położyłam się do łóżka i zamykając powieki myślałam o tym, że jutrzejszy dzień będzie równie ciężki jak dzisiejszy. Ta myśl sprawiła, że w nocy miałam koszmary i nie raz się przebudziłam bojąc się, że nie uda nam się znaleźć pracy. W końcu się uspokoiłam i zapadłam w głęboki i bardzo przyjemny sen.

-------
Witam.
Co myślicie o pierwszym odcinku?
Podoba się?
Piszcie co wam na serduchach siedzi. :)

Jeśli podoba wam się to co napisałam i nie możecie doczekać się ciągu dalszego to zapraszam was tu w sobotę :)
Love yaa :*

5 komentarzy:

  1. WOW,super, hiper, mega. No nie wiem, co mam powiedziec :P
    Zapowiada sie superrrrr :* <3
    wow, wow, wow, co to bedzie, co to bedzie.
    Z niecierpliwosciom czekam na next ! :* <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się coraz ciekawiej !
    Dopiero przeczytałam, a już chcę więcej !!
    Świetny !
    Pozdrawiam, czekam i zapraszam w niedzielę do mnie.
    <3:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest świetny, już chcę nastepny. Zapowiada bardzo ciekawe opowiadanie i nic tylko czekać do soboty ;)
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. o Matko, świetny odcinek, zapowiada się super. czekam :3

    OdpowiedzUsuń
  5. no i co ja tu mam napisać skoro dziewczyny napisały za mnie??
    dziękuję,za umieszczenie tu moich blogów mam nadzieję,że zaglądasz...zostaw po sobie ślad;)

    OdpowiedzUsuń

Nawet jeśli nie wiesz co napisać zostaw po sobie chociaż kropkę żebym wiedziała, że jesteś :)