sobota, 17 października 2015

"Miło mi cię poznać Madison"

Nie wiem czemu, ale gdy tylko Liv spytała się mnie co się stało to się popłakałam. W sumie nic złego nie zrobiłam, ale jednak poczułam, że ten wywiad był jednym wielkim błędem. Gdyby nie on to prawdopodobnie nie zaszło by do tej głupiej i bezsensownej sytuacji. Bruno by mnie nie pocałował. Nie miałabym zniszczonego sumienia. Nie myślałabym ciągle o jego pobudkach.
Co za irytujący i głupi człowiek.
No po prostu idiota!
Opowiedziałam Olivii ze szczegółami o tym co się wydarzyło i pierwszymi słowami, które usłyszałam z jej ust były:
-No to kaszana
Czemu ja zawsze muszę pakować się w takie głupie sytuacje?
Niestety przez moją ucieczkę zapomniałam o torebce Olivii. Wspomniałam jej też o tym i Liv trochę spochmurniała, bo wiem, że nie należała do najtańszych i Liv zbierała na nią bardzo długo.
-To może ja po nią pójdę?
-Wątpię żeby ci ją oddał. Nie zna cie.
Czyli jestem skazana na ponowne zawitanie u nich w studiu.
Gdyby nie to, że nas okradziono podczas przyjazdu do LA to bym oddała jej pieniądze. Z resztą i tak czuję się podwójnie winna, bo jak przypomnę sobie, że to przeze mnie nasze wakacje życia zamieniły się w harówkę po to by przetrwać jakoś ten miesiąc i móc spokojnie wrócić do domu to mi jest niedobrze.
W dniu w którym miałyśmy wybrać się do LA wszystko się popsuło. Mój budzik nie zadzwonił o dobrej porze. Tak w zasadzie w ogóle nie zadzwonił. Nastawiłam go sobie dzień wcześniej, ale zapomniałam naładować telefon przez co się rozładował. Całe szczęście nie należę do osób, które potrafią spać do południa, więc obudziłam się z rana, ale to i tak było za późno żeby zdążyć na czas dojechać na lotnisko. Spóźniliśmy się o dobre pół godziny na nasz samolot. Kolejne samoloty do LA były całe zapełnione. Jedyną naszą szansą na dostanie się do LA był transport pociągiem. Zamówiliśmy taksówkę i dostałyśmy się nią na stację, gdzie kupiliśmy bilety i wsiadłyśmy do pociągu. Z tego całego zmęczenia usnęłyśmy podczas jazdy, a gdy się obudziłyśmy miałyśmy przy sobie jedynie mój aparat i torebkę Liv. Do tej pory nie wiemy co się stało z naszymi rzeczami. Jedyne co wiemy to to że ktoś je ukradł, ale nie udało nam się namierzyć tej osoby.
I tak oto zaczęła się nasza wspaniała przygoda z LA.
Przeze mnie.
-Przepraszam cię za to. Obiecuję, że ją odzyskam.
Liv wyglądała jakby przez chwilę ze sobą walczyła po czym powiedziała.
-Nie musisz. W końcu to tylko torebka. Kupię sobie nową.
I tak właśnie wygląda przyjaźń. Liv potrafi poświęcić dla mnie rzecz na którą zbierała pół roku tylko dlatego, że ja nie jestem w stanie po nią pójść.
-Kocham cię.
Podeszłam i przytuliłam się do przyjaciółki.
-Ja ciebie też.
Powiedziała i odwzajemniła mój uścisk.
Pomimo tego co Olivia powiedziała wiem, że będzie jej trudno pogodzić się ze stratą, dlatego zamierzam dla niej odzyskać tą torebkę. Choćby kosztowało mnie to kolejne spotkanie z panem Marsem.

(...)

-Jesteś gotowa? -spytała Liv, która postanowiła mnie odprowadzić aż po same drzwi studia.
-Nie, ale muszę to zrobić.
-Zawszę mogę pójść z tobą.
-Nie. Lepiej idź do pracy. Z resztą to zajmie tylko chwilę, a potem będę musiała się spotkać z Sophia, więc nie opłaca ci się brać wolnego.
-No dobrze, ale w razie czego dzwoń.
Przyjaciółka pomachała mi i zniknęła za rogiem. Chciałam już wejść do środka budynku kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich jakiś bardzo muskularny człowiek.
-A pani do kogo?
-Ja do Bruno Marsa.
-No to świetnie. Ustaw się w kolejce.
Rozejrzałam się dookoła.
-Ale tu nie ma żadnej kolejki.
-No właśnie, więc spadaj.
Poczułam się lekko dotknięta, lecz nie chciałam dać tego po sobie poznać, więc z całym wdziękiem i resztkami godności obróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Zatrzymały mnie czyjeś słowa.
-Ona jest ze mną.
Obejrzałam się i ujrzałam jednego z tych dwóch facetów, których wczoraj poznałam.
-Chodź. -machnął do mnie, a ja niczym zaklęta ruszyłam przed siebie i z pełną gracją minęłam ochroniarza. -To ty wczoraj prowadziłaś u nas wywiad? -zagadnął.
-Tak
-Wybacz, że Cię zostawiliśmy samą z Brunem, ale jak to się mówi "rodzina jest najważniejsza".
-Rozumiem.
-Mam nadzieję, że Bruno odpowiedział ci na wszystkie pytania.
-Tak
I jeszcze dodał coś od siebie.
-Zawsze tak mało gadasz?
-Tak
Zaśmiał się i otworzył przede mną drzwi.
-Ja muszę iść jeszcze coś załatwić, ale Bruno jest w środku.
-Dzięki, że mnie wpuściłeś.
-Nie ma sprawy. Bruno powiedział mi, że zapomniałaś materiałów.
Powiedziawszy to zniknął za drzwiami, a ja chcąc nabrać odwagi przypomniałam sobie swój krótki plan działania.
Wchodzisz.
Zabierasz torebkę.
Spierdzielasz jak najszybciej.
Jak zwykle plan prosty. Ciekawe tylko jak pójdzie mi z jego wykonaniem.
Weszłam w głąb pomieszczenia i byłam tak zajęta rozmyślaniem na temat tego jak szybko się stąd zwinąć, że nie zauważyłam Bruna na kanapie.
-Jest na wieszaku -powiedział.
Spojrzałam się w jego stronę i nie wysiliłam się nawet na krzywy uśmiech, kiedy ten wpatrujący się we mnie człowiek uśmiechnął się ukazując swoje białe ząbki. Mało by brakowało, a zemdlałabym ze szczęścia.
Nie, zapomniałam. Ja go nie lubię. To nie robi na mnie wrażenia.
Ruszyłam w stronę wieszaka i ściągnęłam z niego torebkę. Chciałam zajrzeć do środka i upewnić się, że wszystko jest w środku, ale Bruna głos mi przerwał.
-Nie grzebałem ci w niej. Nie widziałem takiej potrzeby. W końcu jeśli chciałabyś się czymś ze mną podzielić to byś mi powiedziała.
-Tak, oczywiście -burknęłam i się krzywo uśmiechnęłam.
Zrobiłam kilka kroków w stronę wyjścia, ale ostatecznie zostałam zablokowana przez gwiazdeczkę, gdyż postanowił sobie stanąć przed drzwiami.
-Czego? -warknęłam
-Posłuchaj. To co się wczoraj wydarzyło nie powinno było się wydarzyć i ...
-Tak, wiem. Zapomnę o tym. Nie masz się czego martwić. Jeśli zejdziesz mi z oczu to nikomu o tym nie wspomnę.
-Nie o to chodzi. Daj mi dojść do słowa kobieto. Chciałem ci powiedzieć, że to co zrobiłem było pod wpływem emocji i było naprawdę głupie. I co prawda powinnaś o tym zapomnieć żeby nam obojgu lepiej się żyło, ale w pewnym sensie liczę, że to zapamiętasz na długo, bo ja na pewno to zapamiętam.
-Weź się odwal dobra. Nie potrzebuje twoich tłumaczeń. Wystarczy, że mnie przepuścisz, a obiecuję ci, że będziesz mnie miał z głowy. -wtem przeleciała mi pewna myśl przez głowę -Czekaj, czekaj. Co ty powiedziałeś? Zapamiętasz to jak mnie pocałowałeś, a potem cię spoliczkowałam? Czy wszystko z tobą w porządku? Przecież się nienawidzimy, zapomniałeś?
-Ty mnie nienawidzisz, a ja cie lubię i w tym jest problem.
-Co?
-Już od naszego pierwszego spotkania wiedziałem, że z tobą jest coś nie tak, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Nie znielubiłaś mnie, bo jestem Bruno Marsem, a dlatego, że zalazłem ci za skórę i dzięki temu zyskałaś moje uznanie.
-Chyba nie rozumiem.
-Chodzi o to, że ty jako jedna z niewielu nie widzisz we mnie gwiazdy. Ba! Nawet potrafisz ze mną rozmawiać jak z normalnym człowiekiem.
-Jeżeli uważasz, że wymienianie się wyzwiskami to normalna rozmowa to chyba masz coś z głową.
-O, widzisz. Nawet teraz. Chyba nie każdy potrafi przekomarzać się i wyzywać z gwiazdą?
-No nie, ale ty jesteś, bo ja wiem... -pstryknęłam palcami -dupkiem, a ja na takich rzygam.
-Okej. Rozumiem to, że jesteś na mnie zła i musisz mnie powyzywać, ale chciałbym spróbować się z tobą zakolegować. Może zostańmy przyjaciółmi?
-Na to miano trzeba sobie zasłużyć -burknęłam
-W takim razie pozwól mi na to. -wyciągnął coś z kieszeni i mi to podał -Proszę. To są bilety na mój jutrzejszy koncert. Wpadnij.
Zaskoczył mnie biletami jak i całym wyznaniem. Do jasnej cholery jeszcze pięć minut temu go nienawidziłam, a teraz nie wiem co myśleć.
-Zobaczę, ale jak już to potrzebuje dwa bilety. Chyba nie liczyłeś, że przyjdę tam sama?
-Nie. -wyciągnął z kieszeni jeszcze jeden bilet -Jakby ci się spodobało to wpadnij potem do mnie do studia. Może wtedy uda nam się normalnie porozmawiać.
-Jak mi się spodoba... Tak w ogóle czemu dajesz mi te bilety? Przecież nie chciałeś żebym cię lubiła za to, że jesteś sławny.
-Bo chcę ci pokazać, że Bruno którego zobaczysz na scenie jest zupełnie inny od Petera z którym teraz rozmawiasz.
-Peter?
-Moje prawdziwe imię.
No faktycznie. Nie skojarzyłam. Już tak przyzwyczaiłam się do myślenia o nim jako o Bruno Marsie, że zapomniałam o jego prawdziwym imieniu.
-Madison. -wyciągnęłam rękę przed siebie by ją uścisnął jak to robią nowo poznane osoby.
-Miło mi cię poznać Madison.
-Zobaczymy czy kiedyś to samo powiem o tobie Peter.
Uśmiechnęłam się lekko do niego i zniknęłam za drzwiami.


-----
Witam :)
Dzisiaj odcinek nieco krótszy, no ale cóż. Ważne, że jest no nie? Haha
Powiedzcie mi co o tym wszystkim myślicie i koniecznie zostawicie komentarz, bo on dodaje mi skrzydeł, a ostatnio nie komentowaliście i aż mi smutno było :( Nie przedłużając - jeśli spodobał cie się odcinek, bądź też nie zostaw komentarz i napisz co myślisz :)
Do zobaczenia za tydzień. Trzymajcie się. Papa :*

3 komentarze:

  1. Krótki, ale genialny. Jejku ta ich rozmowa, namieszanie w głowie Madison przez Bruna to jest po prostu fantastyczne. Nie wiem co bym mogła jeszcze napisać. Wrócenie po torebkę to był jak najbardziej trafny wybór.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. ooooooo <3 Jak fajnie :D
    Też chciałabym sie z nim zaprzyjaźnić xd
    a tak wgl to taki szok, ale mega pozytywny szok.
    No nic pozostało mi tylko czekać <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Madison ty szczęściaro !
    Wiele bym dała y, być na jej miejscu...:D Z radością przyjmuję również fakt, że...jej spojrzenie na Petera jakby...nabiera cieplejszego wyrazu !
    Jak pewnie wiesz, to kolejny genialny rozdział, a ponieważ szalenie ciekawi mnie co dalej z tą ich relacją pędem zmierzam do następnego !
    :*

    OdpowiedzUsuń

Nawet jeśli nie wiesz co napisać zostaw po sobie chociaż kropkę żebym wiedziała, że jesteś :)