niedziela, 22 listopada 2015

"Ulżyło ci?"

Staliśmy wpatrzeni w podłogę. Oboje dochodziliśmy do siebie po moim wybryku.
-Ulżyło ci?
-Trochę.
Gdyby nie to, że ręka boli nie jak cholera to za to co przed chwilą powiedział znowu by oberwał. Natomiast widzę, że moje uderzenie było wystarczająco mocne by zostawić na twarzy Mulata czerwony odcisk mojej dłoni.
-Skąd ty wzięłaś tyle siły?
-Ze złości na ciebie palancie.
-Naprawdę to cię aż tak rozwścieczyło?
Czy on jest takim kretynem czy tylko udaje?
-To, że naruszyłeś moją prywatność? Tak!
-Potrzebowałem twojego numeru.
-To trzeba było się o niego spytać. Może bym ci go dała.
-Przestań. To graniczyło z cudem.
-A dziwisz się? Nasz start nie należał do najlepszych.
-Dlatego wziąłem twój numer żeby go trochę poprawić.
Logika facetów -naruszyć czyjąś prywatność z czysto egoistycznych pobudek, a następnie zwalić winę na podłoże problemu.
-Coś ci nie wyszło.
-Zauważyłem.
Ręka nie przestawała mnie boleć. Ścisnęłam się mocniej za nadgarstek z nadzieją iż to chociaż trochę zminimalizuje ból pulsującej ręki.
Bruno odłożył reklamówkę z jedzeniem na stoliku i podszedł do mnie.
-Pokaż
Schowałam rękę za plecy.
-Nie
-No pokaż
Próbował złapać mnie za nadgarstek.
-Nie dotykaj mnie!
-Chcę tylko sprawdzić co jest z twoją ręką.
-Radziłabym ci martwić się o swój policzek.
-Jemu raczej nic poważnego się nie stało.
-A to szkoda.
-Możemy schować noże na chwilę i zachowywać się jak normalni ludzie?
Może i tak, ale coś za coś...
-Pod warunkiem, że usuniesz mój numer.
-Co?
-To co słyszysz. Usuń mój numer, a pozwolę spojrzeć ci na moją dłoń.
Bruno przez chwilę się zastanawiał. Jak mniemam obstawiał wszystkie za i przeciw.
-Dobra.
Wyciągnął swój telefon i stanął obok mnie tak żebym widziała iż faktycznie usuwa mój numer. Zrobił to. Później usunął także wiadomość którą mi wysłał żeby nie było ani śladu po moim numerze.
-Mogę teraz zobaczyć twoją dłoń?
Wyciągnęłam ją przed siebie. Bruno złapał ją za nadgarstek i zaczął się jej przyglądać.
-Nie za ciekawie to wygląda.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Muszę ją dotknąć.
Skinęłam głową i zamknęłam oczy. Czułam, że to będzie okropnie szczypać i się nie myliłam.
Przygryzłam sobie policzek od środka.
Cholera jak boli...
-Przydała by się jakaś maść chłodząca i opatrunek. Poczekasz chwilę?
-A mam wyjście?
Spojrzał się na mnie i zniknął za drzwiami.
Usiadłam na kanapie.
Po niecałej minucie wrócił z apteczką w ręku, ręczniczkiem i wodą w misce. Postawił to wszystko na stoliku i usiadł obok mnie.
-Najpierw ci ją umyję, potem odkażę, a na końcu posmaruje maścią i opatrzę. Gotowa?
-Yhym.
Nie byłam gotowa. Czułam jak przez każdy nerw który znajdował się mojej ręce przechodziła fala bólu. W moim oczach pojawiły się łzy.
Bruno przestał przemywać.
-Będę delikatniejszy.
Teraz czas na odkażanie. Spodziewałam się iż zaboli mnie mocniej niż naprawdę zabolało. Jeśli będziemy stopniowo schodzić ze skali bólu to możemy brnąć w to dalej.
-Przepraszam -powiedział
-Nie przejmuj się. Już prawie mnie nie boli.
Kłamczucha.
-Nie oto chodzi. Przepraszam cię za naruszenie twojej prywatności.
Nie powiem, że od razu przeszła mi na niego złość gdy tylko to powiedział, ale gdy przetwarzałam sobie to wszystko w głowie doszłam do wniosku, że powinnam mu wybaczyć. Rachunki zostały wyrównane.
Bruno nałożył mi maść chłodzącą na rękę.
Jaka ulga...
-Dziękuje.
Spojrzałam się na niego a on na mnie i wtedy to do mnie dotarło. Jednak rachunki nie zostały wyrównane.
-A ja przepraszam cię za plaskacza.
-Zasłużyłem sobie.
-Może i tak, ale nie powinnam była tego robić.
-To co rozejm?
Wyciągnął do mnie rękę i się uśmiechnął.
-A możemy uścisnąć się lewą, bo nie ukrywam, że prawa nadal mnie boli.
Zaśmieliśmy się.
Wyciągnął do mnie lewą rękę i ja wyciągnęłam moją zdrową w jego stronę.
-Rozejm.
Spojrzałam na niego i na ten jego odcisk na policzku. Co prawda był mniej czerwony niż na początku, ale wolałam przyczynić się do powrotu normalnego stanu jego skóry. Jadnak to ja ten ślad tam zostawiłam.
-Mogę?
Skinął głową.
Wzięła na palce trochę maści i wtarłam mu ją w policzek. Miałam wrażenie, że jego głowa była coraz bliżej mojego policzka.
-Jaka ulga.
-Czyli ciebie też piekło.
-Może troszeczkę.
Zaśmiałam się.
-Ja już pójdę.
Wstałam z kanapy. Zatrzymałam się przed drzwiami, ponieważ usłyszałam swoje imię.
-Madison -obróciłam się -zobaczymy się jeszcze?
Uśmiechnęłam się i wyszłam z budynku.
Coś czuję, że choćbym nie chciała się już więcej z nim spotkać przeznaczenie i tak nas by na siebie natknęło.
Przeznaczenie.
Sen.
Brunet.
Nie to nie realne.

Raczej tak, Peter.

On nie miał mojego numeru za to ja wciąż miałam jego.
Wysłałam mu wiadomość.
Dopiero teraz rachunki zostały wyrównane.


-----
Witam :D
Kolejny odcinek za nami.
Powiem wam, że pisałam go dwa razy i teraz jak go czytam to jestem mega z niego zadowolona.
Tak więc piszcie co myślicie i spotykamy się już za tydzień
Bajo :*

2 komentarze:

  1. hmmm w końcu rozejm <3 I tak powinno być :D Gdzieś w głębi serca mam nadzieję, że zostaną parą :D ;) xd
    Czekam na next I zapraszam do mnie :D :*

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu ! Byle tak dalej, mhhm...podobała mi się ta scenka z maścią, tak blisko !!!!
    Cóż liczę, że zgodnie z przypuszczeniami Madi los jeszcze ich na siebie natknie.:)
    Przy okazji, ogromnie dziękuję za tak miłe słowa pod moim komentarzem, zamieszczonym poniżej twojego ostatniego rozdziału na tym blogu.<3
    Czekam więc na weekend i zapraszam w niedzielę do siebie !
    <3
    :*

    OdpowiedzUsuń

Nawet jeśli nie wiesz co napisać zostaw po sobie chociaż kropkę żebym wiedziała, że jesteś :)